Przeżyłam syndrom postaborcyjny

Historia Rebeki

MIAŁAM WTEDY 21 LAT…

…i od dwóch lat chodziłam z tym samym chłopakiem. Pamiętam to dokładnie. Była wiosna. Odstawiłam pigułkę, ponieważ źle ją znosiłam (często miałam bóle głowy, przybierałam na wadze i puchłam na twarzy).

Drzemała we mnie tęsknota, aby być matką, zajmować się własną rodziną i aby mieć dziecko. Podczas nauki zawodu myśl o pracy biurowej nie wzbudzała we mnie entuzjazmu. W maju razem ze swoim chłopakiem pojechaliśmy na wycieczkę do Rimini i Wenecji. Byłam trochę zaskoczona, gdy dostałam okres, ale jednocześnie odczułam ulgę. Po odstawieniu pigułki nie uważaliśmy wystarczająco – jedynie trochę kalendarzyka! Pamiętam jeszcze to poczucie zaskoczenia połączone z ulgą. Około półtora miesiąca później stało się – byłam w ciąży! Miesiączka się opóźniała. Zrobiłam testy: pierwszy był negatywny, drugi pozytywny. Potem w pewien piątek udałam się do ginekologa. Gdy powiedział mi, że jestem w ciąży, moją jedyną odpowiedzią było: Cholera, co mam teraz robić?

Zaraz po powrocie zadzwoniłam do mamy. Mieszkałam wtedy osobno, a mój chłopak mieszkał jeszcze z rodzicami. Powiedziała tylko, że musimy się pobrać! Oscylowałam między radością a lękiem. Gdy zadzwoniłam do mojego chłopaka, zaraz zjawił się u mnie. Gdy otworzyłam drzwi, objął mnie i powiedział: Wiesz, cieszę się! Niestety, przez cały tamten weekend nasze emocje były całkowicie różne. Nagle zaczęłam się zastanawiać czy jesteśmy wystarczająco dojrzali, aby się pobrać. Mój chłopak jeszcze nigdy samodzielnie nie pracował i był bardzo mocno finansowo zależny od swojej rodziny. Na dodatek odczuwałam szalony lęk przed wychowywaniem swego własnego dziecka. Miałam o siedem i pół roku młodszego brata, który był niepełnosprawny umysłowo. To wszystko naraz bardzo mnie poruszało. Poza rodzącym się uczuciem macierzyńskim, czułością i miłością do mojego rosnącego, nienarodzonego dziecka, przeżywałam silny lęk, miotając się między jednym a drugim. W tej sytuacji moja matka doradzała mi aborcję. Powiedziała też, że nie chce żadnego dziecka do wychowywania! Powinnam sama wypić to piwo. Odczekałam jeszcze tydzień, potem zadzwoniłam do mojego ginekologa i poprosiłam go o adres w Zurychu, aby dokonać aborcji mojego własnego dziecka! Bez jakichkolwiek wyrzutów powiedział mi, że najpierw powinnam poddać się badaniu psychiatrycznemu i psychologicznemu. Dopiero wtedy inny lekarz wykona aborcję.

W następnym tygodniu razem z moim chłopakiem pojechaliśmy do Zurychu. Lekarz zrobił mi USG. Powiedział, że wszystko jest w porządku i dał mi adres doktora U.,  który miał przeprowadzić aborcję. Sprawę z psychiatrą załatwiłam szybko. Ten młody człowiek nosił dżinsowe ubranie i mieszkał w pięknym, dużym domu. Zadał mi kilka pytań, a potem poprosił, abym zaczekała parę minut. Napisał kilka linijek, a następnie wręczył mi tak zwany atest. Zdaje się, że w Szwajcarii niczego łatwiej nie można załatwić niż zaświadczenia tzw. psychiatry.

Potem poszłam do lekarza, który miał wykonać aborcję. Gabinet doktora U. przypominał klub disco, przynajmniej jeśli chodzi o pokój przyjęć. Otaczała mnie głośna muzyka disco w czasie, gdy pobierano mi krew do analizy i gdy mnie badano. Termin wyznaczono na środę! Odczuwałam lęk. Wracając do domu zadzwoniłam do pracy. Zmyśliłam, że choruję na żołądek i że muszę pojechać do Zurychu na prześwietlenie.

Całkowicie nieszczęśliwa, popłakując pojechałam w ową środę z moim chłopakiem do Zurychu. W gabinecie lekarskim zobaczyłam kobietę z dzieckiem. Pielęgniarka, która  pracowała z lekarzem, krążyła tam i z powrotem z plastikowym wiadrem. Po głowie plątała mi się myśl: Może do tego wiadra wrzucają resztki dzieci po aborcji? Źle się poczułam i musiałam położyć się na leżance. Dano mi zastrzyk. Gdy zjawił się lekarz, płakałam z rozpaczy. Mojemu chłopakowi, który był razem ze mną, zrobiło się niedobrze. Musiał się położyć na leżance obok mnie. Lekarz powiedział, żebym nie robiła przedstawienia, możemy przecież wyjść i przyjść ponownie. Powiedziałam mu: Ja nie wiem, czego ja chcę, proszę mi zrobić zastrzyk. W głowie wciąż pulsowała myśl: Nie chcę się już obudzić, chcę umrzeć! Lekarz zadał mi jeszcze pytanie, czy palę. Nie miałam siły, aby mu odpowiedzieć, już zasypiałam. Gdy jakąś godzinę później obudziłam się, mój chłopak stał obok i spoglądał na mnie. Zaraz ponownie zasnęłam, aż sprzątaczka – mocno uszminkowana kobieta – jeszcze bardziej niemiła niż pielęgniarka, powiedziała do mnie: Niech pani już wstaje, umyje sobie twarz i wreszcie sobie pójdzie. Skończyłam już pracę na dzisiaj. Chociaż byłam bardzo słaba, poszliśmy do domu. Zapomniałam dodać, że psychiatra za swoją pracę zażądał 400 franków w gotówce, a lekarz aborcjonista 500 franków w gotówce.

Tego wieczora mój chłopak powiedział mi, że o mało nie znienawidził mnie, gdy obudziłam się po raz pierwszy i spojrzałam na niego. Nadal zachowywał się wobec mnie jakoś dziwnie, a potem zaraz poszedł do domu. Pojawiły się bóle, ponieważ zastrzyk znieczulający przestał działać i wpadłam w okropną depresję. 

Następnego dnia pojechałam już na motorowerze do pracy, chociaż zgodnie z zaleceniem lekarza powinnam jeszcze leżeć. Bałam się jednak pozostawać na zwolnieniu lekarskim dłużej niż dwa dni. Nie mogłam przecież nikomu powiedzieć, że zabiłam moje własne dziecko! W południe poszłam do domu mojej mamy, aby coś zjeść. Była wobec mnie szorstka. Powiedziała tylko, że powinnam być zadowolona, iż mam to już za sobą, a także, iż wiele kobiet zrobiło to samo co ja. Wieczorem przy kiosku zobaczyłam kobietę w ciąży. Pojechałam do swego mieszkania, rzuciłam się na łożko i przez cały wieczór przeżywałam ogromny żal i poczucie winy! Było to dla mnie piekło! Wciąż przy tym widziałam, gdy próbowałam zasnąć, moje nienarodzone dziecko, dokładnie takie, jakie je zobaczyłam na monitorze ultrasonografu! Ten mały embrion mnie prześladował! Wkrótce zaczęłam wieczorami pić martini albo wino, aby w ogóle móc zasnąć.

Chciałam zerwać związek z chłopakiem, ponieważ nie potrafiłam z nim sypiać, nie myśląc o dziecku. Poznawałam innych mężczyzn i kiedyś nawet go zdradziłam, on mnie zresztą też, jak się później dowiedziałam.

Około pół roku po aborcji byłam psychicznym wrakiem! Był to okres , kiedy oglądałam się za innymi mężczyznami po to, aby mój chłopak wreszcie ode mnie odszedł! On jednak wcale nie chciał się ze mną rozstać, chociaż zupełnie mnie nie rozumiał. Do tego wszystkiego także moja ówczesna przyjaciółka, która była pielęgniarką, chciała mi pokazać fotografię przedstawiającą przerwanie ciąży, jak to się odbywa, jak wygląda płód, dziecko nienarodzone. Czułam się pozostawiona sama ze swoim poczuciem winy, lękiem i żalem. Także moi rodzice i siostra nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Od tamtego czasu moje życie było zmarnowane! Wreszcie, gdy mój chłopak pobił mnie, grożąc, że zabije i mnie, i siebie, wróciłam do swoich rodziców, aby od niego odpocząć. Straciłam też wtedy pracę. Wówczas rozpoczął się okres mojego uzależnienia od leków uspokajających, popijania i wciąż nowych, przelotnych związków z różnymi mężczyznami. Jednak żaden z moich przyjaciół nie rozumiał, że z powodu poczucia winy nie byłam zdolna do żadnego trwałego związku. Z upływem czasu poczucie winy nie stawało się mniejsze, ale przeciwnie, rosło! (…).

Chciałabym ostrzec wszystkich stojących o krok przed aborcją!

W naszym niegdyś chrześcijańskim kraju (Szwajcaria) stosunkowo łatwo jest poddać się aborcji. O tym jednak, że potem w kobiecie coś ulega uszkodzeniu, najczęściej nikt nie myśli!!!

Ja sama doświadczyłam takiego psychicznego piekła. Sama przeszłam przez to wszystko i nie chcę, aby ktoś jeszcze musiał tego doświadczać!

Często zadaję sobie pytanie, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdybym urodziła to dziecko. Jestem przekonana, że nie byłoby mi tak źle jak teraz, po aborcji! Dzisiaj doświadczam przebaczenia. Niestety, dopiero po wieloletnim przeżywaniu strasznego poczucia winy. Przez długi okres nie byłam w stanie patrzeć na żadne niemowlę, zawsze myślałam przy tym: Moje dziecko miałoby teraz tyle, a tyle lat – i musiałam wciąż płakać! Doświadczałam niewymownego żalu.

Rebeka

Świadectwo pochodzi z książki pt. „Mario, dlaczego płaczesz? Cierpienia kobiet po aborcji”, praca zbiorowa pod redakcją E. Kowalskiej, W. Sroki, Gdańsk 2006.

Nie wahaj się, zadzwoń, pomożemy Ci!